– Chce mi się siku – oznajmiam, siedząc na krześle w pokoju hotelowym.
Słyszę w odpowiedzi pomruk zadowolenia.
– Rozbierz mnie! – wydaję polecenie. – Buty!
Opada na podłogę przede mną. Ściąganie butów nigdy nie wychodzi uległym dobrze, o ile nie są to klasyczne pantofelki. Mocują się z tymi butami, jakby były co najmniej przyklejone do stóp. On nie należy do wyjątków. Materiał jest zbyt delikatny, żeby zostawić kozaki na pastwę niewprawnych męskich rąk. Rezygnuję.
– Dobra, zostaw je! Lepiej sama to zrobię.
Zdejmowanie jest trudniejsze i bardziej długotrwałe, niż ich zakładanie, ponieważ ściśle przylegają do nóg. W końcu się udaje. Wyciągam przed siebie stopę.
– Pończochy! Tylko ostrożnie. Albo i nie! – szybko zmieniam zdanie i zabieram mu nogę sprzed nosa.
Nie tłumaczę dlaczego. Z nimi też należy obchodzić się ostrożnie, ponieważ ten model jest zbyt unikatowy. Co tam jakieś zmysłowe wizje! Pod tym względem jestem praktyczna.
Majtek dawno na sobie nie mam. Spódniczka frunie na łóżko, podobnie gorset i biustonosz. Zostaję naga.
On wcześniej był nagi.
Teraz już wiem, że potrzebuje czegoś, co przerzuci go do tego wymiaru seksualności, dla którego jesteśmy tutaj razem. W łazience widzę po spojrzeniu, którym odpływa gdzieś w głąb siebie, że jest co najmniej w połowie drogi tam, dokąd zmierza. Nadaję temu właściwy kierunek. Dostaje ode mnie w pysk. W przeciwnym razie stałby tak i czekał, a potem wziął moją rękę, i pomrukując, znacząco naprowadził ją na swoją twarz, a nawet spoliczkował się nią sam, gdybym nadal nie zrozumiała, o co mu chodzi. Ale ten etap poznania mamy już za sobą. Biję go po twarzy jeszcze parę razy, wcale nie oszczędzając.
– Poproś!
– Proszę Panią.
Krzywię się z udawanym niezadowoleniem.
– Słabo – oceniam wzgardliwie.
Pluję mu do ust. Nawet nie muszę kazać mu ich otwierać. Sam to robi.
– Błagaj!
– Błagam Panią.
– O co?
Lanie po pysku i plucie to jego fetysze, które są kluczem do następnego fetyszu.
– Błagam, żeby Pani na mnie naszczała.
Wejście do kabiny prysznicowej za każdym razem jest wyzwaniem, ponieważ z trudem się w niej mieści. Ona jest za ciasna, on za duży. Na szczęście nie ma klasycznego brodzika, i jedyny dyskomfort, kiedy kładzie się plecami na podłodze, stanowią szyny do szklanego parawanu. Staję nad nim i szczam na kutasa. Lubię to. Kutasowi też się podoba, czemu daje wyraz. Nie jest to jednak wymarzone miejsce docelowe jego właściciela.
To dopiero początek rytuału, więc szczam oszczędnie.
– Błagaj dalej – droczę się. – Gdzie chcesz, żeby Pani ci naszczała?
– Błagam, żeby Pani naszczała mi do pyska – odpowiada posłusznie.
Robię dwa kroki w głąb kabiny. Nie jest łatwo. Muszę stanąć nad jego głową w miejscu, gdzie zbiegają się ściany, zabierając resztki wolnej przestrzeni. Wiem, że wolałby, żebym przykucnęła tuż nad jego twarzą. Ale ja lubię patrzeć jak zalewa ją strumień mojego moczu. Lubię mieć pewność, że trafiam do celu. Mocz spływa do jego szeroko otwartego pyska i stoi tam przez chwilę jak w odpływie niedrożnej muszli klozetowej. Nadmiar wylewa się spomiędzy warg, rozlewa się po całej twarzy i nieprzyjemnie wypełnia nos. Obserwuję, jak marszczy go w nieskutecznej obronie przed tym, czego przecież mocno pragnie.
Jego skóra lśni cała mokra. Stawiam mu stopę na policzku, przekręcam nią jego głowę w bok i dociskam do podłogi. Pamiętam, że go to kręci. Sprawdzam jak bardzo. Wydaje jęk.
– O, tak… – Słyszę zadowolenie w jego głosie.
Jego podniecenie wyzwala we mnie poczucie władzy. Uśmiecham się z satysfakcją.
– Połykasz? Na pewno? – warczę i szturcham go w usta palcami u stóp. Dodaję parę kopniaków w twarz.
Wyrywa mu się słaby okrzyk. Przypuszczam, że raczej dlatego, żeby mnie powstrzymać, zanim się rozkręcę.
– Tak – zapewnia mnie.
– Otwieraj pysk! Chcę wyraźnie widzieć jak połykasz!
Otwiera, gotowy przyjąć więcej. Wsadzam mu stopę do środka, żeby poszerzyć otwór. Wpycham ją głębiej, do gardła. Porusza głową na boki, ale nie ucieka nią.
Połyka. Wyciskam z siebie ostatnią porcję. Spektakl trwa, dopóki pęcherz nie zostaje opróżniony. Ale ja chcę dłużej napawać się jego widokiem, leżącego w kałuży moich szczyn. I bawić się nim dalej.
Obiema stopami staję na jego klacie śliskiej od moczu. Przytrzymuję się ścian kabiny i robię kilka niezdarnych kroków w miejscu. Widzę napięcie w jego oczach. Nie jestem lekka. Depczę po nim po raz drugi odkąd się spotykamy i zauważam, że mimo pewnych obaw wyrażonych jedynie spojrzeniem i stęknięciem, podoba mu się to. Jego tors jest moim stopniem, z którego mogę górować nad nim jeszcze wyżej. Kucam, nachylam się i w bonusie daję mu w twarz.
Schodzę z niego gdy czuję, że już nie jestem w stanie balansować bez ryzyka upadku. A potem najzwyczajniej pomagam mu wstać. Uśmiecham się przyjaźnie, a on odwzajemnia mój uśmiech.
Stajemy blisko naprzeciwko siebie i wtedy nieuchronnie zaczyna działać magnetyczne przyciąganie. Jego moc każe mi przywrzeć ustami do ust mojego kochanka i włożyć w nie język na znak intymnego przymierza. Zlizuję stamtąd własny smak, który zupełnie mi nie przeszkadza. Czuję, że wniknął też w jego zarost. On rozsuwa swoim językiem moje usta szerzej, i wciska go w głąb. Nasze języki splatają się jak węże, rozbudzając namiętność.
Kropka:)
Kolejny super wpis pełen przeżytych emocji 🙂
Patryku, jak zawsze jesteś niezawodny! Dziękuję:)*
Końcowy pocałunek z jezyczkiem pięknie koronuje przeżyte emocje Aż czytając odczuwam zazdrość i chęć bycia na miejscu przy Pani
Trochę niewykorzystanych szans miałeś;))) 😛
Dopiero namiętność połączona z perwersyjnymi praktykami daje pełnię.
lubię czytać Ciebie 🙂 cieszę się, że piszesz
Och Ano! Twoja jawna obecność tutaj to miód na moje serce. Gdzie te emoty? W kuchni bloga nie umiem ich znaleźć:( Moc całusów!***