W swoim profilu na jednym z portali erotycznych zamieściłam zdjęcie, które ma w mojej galerii najwięcej polubień. Odwrócona tyłem do Bezlitosnej, która fotografuje tę scenę, zawisam okrakiem gołymi pośladkami nad pyskiem uległego. On z kolei siedzi nagi na podłodze łazienki, i opierając się plecami o kibel odchyla głowę nad muszlą, żeby jego usta znalazły się tuż pod moją cipką.
– Połykaj wszystko, co do jednej kropli! – rozkazuję mu.
Szczam równym strumieniem, i zanim zdąży wykonać moje polecenie, pierwszy strumień moczu rozlewa się po jego głowie i spływa po barkach na podłogę. Spomiędzy nóg dobiega mnie sapnięcie. Unoszę się nieznacznie, pochylam głowę i sprawdzam, czy jestem ustawiona prosto nad moim celem. Ale zanim wypuszczę z siebie kolejną porcję prosto w jego rozdziawiony pysk, drażnię się z nim. Trę cipką po jego twarzy, po czym odsuwam się, gdy próbuje włożyć mi tam język.
– Ładnie pachnie moja cipka? Wąchaj!
Słychać, jak głośno wciąga przez nozdrza mój intymny zapach. Jestem silnie podniecona, bo zabawa trwa już od jakiegoś czasu, stąd jest intensywność.
– Podoba ci się? – pytam zaczepnie.
– Tak, Pani. Bardzo – odpowiada z powagą.
– Otwórz pysk! Szeroko! Oooo tak! – mówię i odlewam mu się prosto do tej posłusznie wyczekującej gęby.
Mam pęcherz już tak bardzo wypełniony, że poję go długo, a on robi pospiesznie łyk za łykiem, bez żadnych oporów.
Pije ten mocz sumiennie. I chociaż ze wszystkich sił stara się nie uronić ani trochę, podążając ustami za strumieniem, który czasem przekornie zmienia kierunek, jego część spływa po moich nogach. Pończochy mam całe mokre.
– Lubisz szczochy, co?
Specjalnie, z lubością akcentuję to słowo. Ostatnio słyszałam je chyba w dzieciństwie, i dopiero on przywołał je w moim języku na nowo do istnienia. Prosząc o spotkanie, używał właśnie określenia „szczochy”.
– A teraz wyliż mnie do czysta! – rozkazuję mu, gdy strumień bezpowrotnie się urywa.
Zniżam się kroczem, prawie dosłownie siadając mu na pysku. Czuję na sobie ciepły język. Jego dotyk i ruchy na moim najbardziej intymnym miejscu od razu wywołują spazm orgazmu. Nie chcę wstawać, a z jednocześnie chcę pozbawić go nagrody. Prawie każdy uległy to cipoliz. W końcu wstaję z niego i od razu żałuję, że nie pozwoliłam mu lizać się dłużej. Za to mam satysfakcję, że jestem konsekwentnie okrutna. Ale czy w ogóle okrucieństwem może być spełnienie czyjegoś fetyszu?
Wychodzę boso z łazienki. Na moje miejsce wchodzi Bezlitosna i powtarza ten sam rytuał. Zdejmuje buty i rajstopy. Staje nad jego wciąż odchylonym nad muszlą pyskiem i zaczyna sikać. Przyglądamy się temu sprzed wejścia razem z Księżniczką.
Kiedy Bezlitosna schodzi z pyska uległego, połowa podłogi w małej łazience pokryta jest naszym moczem.
– Wytarzaj się w tych szczynach! – rozkazuje mu Księżniczka.
Nie trzeba go zmuszać. Od razu kładzie się na brzuchu na mokrej podłodze. Chyba nie bardzo wie, jak zabrać się do rzeczy, bo tylko wykonuje torsem niezdarnie ruchy na boki, żeby ją zadowolić.
– A teraz na plecy i dalej to samo! – krzyczy do niego Księżniczka i zaśmiewa się na całe gardło.
Gdy już nudzi jej się ten widok, każe mu wytrzeć podłogę papierem toaletowym. Potem rzuca na podłogę czysty ręcznik. Według tej samej kolejności co wcześniej wchodzimy pod prysznic, żeby zmyć z siebie to szaleństwo przed powrotem do domu. Ale tego już nie ma na zdjęciu.
Kasia Kropka 🙂
jak dawno Ciebie nie było 🙂
już się bałem , że w końcu ze „starej gwardii” blogerów sam zostałem 😀
Bardzo mi miło, że tu zawitałeś Czas pokaże, czy to moje zmartwychwstanie będzie konsekwentne.
Starej gwardii w szerszym pojęciu to już prawie nie ma nawet na imprezach BDSM, niestety…
Ja się jeszcze trzymam i choć weny brakuje to staram się jednak coś tam jednak nadal pisać.
Co raz częściej odnosząc jednak wrażenie, że czytanie, w tym i blogów odchodzi całkowicie do lamusa
Jakby nie było na powrót żyjemy obecnie w epoce kultury obrazkowej;)
Zapomniałem już, czym mogą być blogi.
Zapomniałem , ile radości daje polszczyzna napisana schludnie i z emocjami.
Zapomniałem już o Starej Gwardii, która odchodzi w ciszy.
A jednak warto jest pisać i warto dbać o tych, co jeszcze pamiętają czas triumfu.
Szczanie?
Ogromna arena dla nieograniczonej niczym gry zmysłów.
Dziękuję Ci z całego serca za te wszystkie motywujące słowa!
Uwielbiam szczanie w obie strony, jako dawca i biorca. Niewytłumaczalne 🙂