ROSYJSKA RULETKA

23 lipca 2020 o 00:59|4 komentarze

CYKL: KLUBY SWINGERSKIE

 

Maska Hannibala Lectera na twarzy, z ruchomymi ustami za kratą, potęgowała wrażenie grozy. STRZAŁ! prosto w czoło. Pierwszy we mnie. Ladies first. Nietrafiony. Drugi w głowę mojego Pana. Też pudło. Przeszliśmy do dalszej gry. Wrota mekki swingersów otwarły się na powrót dopiero w lipcu Roku Pandemicznego 2020, chociaż burdel w centrum tego samego miasta był czynny już od maja.

 

Przyjechaliśmy tu na własną odpowiedzialność, lecz z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony powstrzymywał zdecydowanie brak możliwości zachowania dystansu społecznego. Z drugiej – mówiąc wprost – przygnał głód porządnego, grupowego wygrzmocenia. Po drodze, w wyobraźni, jawił mi się zabawny obrazek wszystkich gości klubowych zupełnie nago, w samych tylko maseczkach. Co można było wywnioskować z informacji na stronie klubu.

– W masce raczej nie da się zrobić loda – Pan wdarł się na głos w moje wizje.

Poza tym mężczyznom ręcznik z bioder opadał dopiero w akcie seksualnym, a kobietom erotyczne wdzianka właściwie nigdy. Przynajmniej akurat w tym klubie. Więc nie miały szansy się spełnić.

– Ach! Zapomniałam, że wy tu preferujecie bieliznę erotyczną – wykrzyknęłam zmartwiona do Właściciela klubu. – Z wrażenia, że nareszcie otwarte!

– Nie szkodzi – roześmiał się. – Po prostu bawcie się dobrze.

Nie tylko termometr przed wejściem weryfikował, czy przejdziemy do następnego etapu.

STRZAŁ! Właściciel podał nam do podpisania formularz z imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu. Podwójne życie zostało zbiurokratyzowane. Cóż, jest ryzyko, jest zabawa.

– Ciekawe, czy coś się zmieniło – zwróciłam się do mojego Pana, gdy wchodziliśmy do środka.

Rozejrzałam się dookoła, jakbym oczekiwała stanu co najmniej pokatastroficznego. Jedyną zmianą od czasu, gdy wirus dopiero wpełzał do Polski, były porozwieszane wszędzie napisy w rodzaju: prosimy kaszleć i kichać na osobności.

– Może strzelisz sobie lufkę? Jakiś drink? – zaproponował mój Pan przy barze.

– Dziękuję. Wprawdzie zawsze kręciła mnie myśl, żeby uprawiać seks na rauszu, ale akurat dzisiaj jakoś nie… Hmm, sama nie wiem…

Słysząc nasze głosy, barmanka wyłoniła się z zaplecza. Znaliśmy obsługę, gdy jeszcze zarządzali innym klubem w mieście, więc odruchowo zareagowaliśmy na siebie nawzajem powitalnym uśmiechem.

– Tak nas tu pozasłaniali – powiedziała z żalem, wskazując szklaną przegrodę nad kontuarem.

– Nie jest tak źle, szpara duża, zmieści się co trzeba – zażartowałam, chociaż pewnie każdy komentował w taki sam, mało wyszukany sposób, bo zapytała tylko:

– Co podać?

Z półek z alkoholem przeniosłam wzrok na nią i rozmarzyłam się. Zgrabna, zawsze radosna, towarzyska, czarnula z włosami zaczesanymi w ciasny kok. Miała na sobie elegancki gorsecik i odkryte, szczupłe ramiona. Do schrupania na jeden raz.

– No – ponagliła mnie. – Na co masz ochotę?

„Na ciebie.”

Brakło mi odwagi, by wypowiedzieć życzenie na głos. W zamian wzięłam małe piwo.

 

Na kanapach, w części kawiarnianej, nie było zbyt wielu osób. Jakiś samotny mężczyzna, siedzący nieopodal, od niechcenia oglądał na wiszącym na ścianie ekranie film, z grą wstępną między bohaterami tak rozwlekłą, że nie wiadomo czy to już było porno.

Rozmawialiśmy nad tym piwem o uległym, który, jak to bywa z anonimami z netu, nie dotarł tu na spotkanie. Pan wyjaśnił, dlaczego zabrał ze sobą do klubu smycz i psią miskę. Na smyczy byłam prowadzona ja, ale miska, niestety, nie była już dla mnie.

– Chciałem, żebyś naszczała mu do miski.

Wspólny czas jazdy tutaj zrobił swoje. Ciekłam, czego twarde dowody odkryłam z powrotem w domu na spódniczce, ponieważ w tę stronę jechałam bez majtek. Na zimno realizacja tej samej fantazji budziłaby we mnie spory opór, ale ja byłam już nieźle nakręcona. Dlatego wykrzyknęłam z żalem:

– Ale dlaczego to, co najfajniejsze, miało być dla kogoś obcego, a nie dla mnie?!

Pan stropił się, i tę chwilę milczenia wykorzystał ów samotny mężczyzna. Pod pretekstem zainteresowania naszą rozmową zagadał i od razu się do nas przysiadł, chociaż nie za blisko. Zauważył moją obrożę na szyi i smycz, i próbował podjąć temat. Był w średnim wieku, wysoki, szczupły, o pociągłej twarzy z nie schodzącym z niej uśmiechem. Okazał się wesołym człowiekiem, dzięki czemu wspólna rozmowa, mimo braku konkretnej treści, toczyła się lekko.

– Czy mogę przynieść ci drugie piwo? – zaproponował.

Zawahałam się. Gdybym się zgodziła, wypadałoby się odwdzięczyć. A w tym przybytku forma wdzięczności była tylko jedna. Za małe piwo?

– Może za chwilę, dobrze? Jeszcze mam prawie pełną butelkę – zagrałam na zwłokę.

– Czy już jest za chwilę? – zapytał niemal od razu.

Żachnęłam się, lecz jednocześnie doceniłam ten przewrotnie nienachalny żart. On chyba jednak nie był tego taki pewny, bo na wszelki wypadek dodał przepraszającym tonem:

– Żartowałem.

Gdyby w zamian mój Pan kazał mu przynieść to piwo dla siebie, pewnie już klęczałabym przed tym facetem, żeby je odpracować, a z cipy wypływałaby mi rzeka.

Ale tak się nie stało.

Po paru staraniach, żeby nas rozbawić, mężczyzna zyskał u mnie miano „Żartowniś”. Ale jego poczucie humoru i determinacja, żeby stać się częścią naszej seks-drużyny, miały dopiero zostać wystawione na próbę.

– Idziemy na górę! – zarządził mój Pan.

Góra oznaczała kopulację, a przynajmniej miejsce do kopulacji.

– Czy ja mogę jeszcze siku? – poprosiłam.

– Wejdziesz z nami do toalety? – zapytał Żartownisia mój Pan.

STRZAŁ! Zachowanie dystansu społecznego w ciasnej kabinie, która mieściła raptem kibel, umywalkę, sikającą kobietę i dwóch stojących obok siebie widzów, było najzwyczajniej niemożliwe.

Zdjęłam ręcznik i stanęłam naga nad muszlą, na szeroko rozstawionych nogach. Wiedziałam, że moje ciemne owłosienie łonowe od razu przyciągnie wzrok. Chyba dlatego zadałam Panu pytanie podszyte dyskretną prowokacją. Uwielbiałam prowokować. Gdybym usiadła, Żartowniś nie mógłby patrzeć na moją cipkę, ani nie widziałby strumienia moczu.

– Na stojąco?

– Tak, na stojąco – potwierdził Pan.

Zrobiłam to bez zahamowań.

– A teraz ją wyliż – polecił mój Pan.

– Taką prosto po sikaniu? – upewnił się Żartowniś, ale w jego głosie nie było słychać obrzydzenia. Raczej zaciekawienie.

– Tak – odpowiedział Pan tonem, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.

Żartowniś przykucnął przede mną i bez żadnych oporów włożył mi język do cipki. Lizał ją długo i dokładnie. Wcześniejsze rozluźnienie rozmową, ciepło jego skóry i wprawa, z jaką to robił, sprawiły, że tę centralną część mojego ciała przeszywały dreszcze, jakby została podłączona do prądu.

 

Na piętro zostałam zaprowadzona na smyczy. Gdybym wiedziała, że tak będzie, nie nalegałabym na skorzystanie po drodze z szatni. Jednym okiem zerkałam na ludzi, którzy obsiedli stoliki wzdłuż baru. Nie dlatego, żeby napawać się, że widzą, ale żeby upewnić się, że nie widzą tej smyczy. Drugie oko spuściłam w dół, żeby samej ich nie widzieć. Żartowniś zamykał ten trzyosobowy pochód, bo poczuł się już całkiem nasz.

Pan wybrał łoże szerokie, oddzielone od drugiego przepierzeniem, w którym znajdowało się wąskie, podłużne okienko do podglądania. Raczej nie było go tam wcześniej, podczas naszej ostatniej bytności. Pośrodku ściany, za wezgłowiem, wisiało duże lustro.

Przytuliłam się do mojego Pana, dając naszemu „ogonowi” do zrozumienia dla kogo tu jestem. Pan podał mi członek do ust. Żartowniś przypatrywał się leżąc naprzeciwko i cierpliwie czekając na gest zachęty.

Od czasu do czasu ku łożu podchodzili inni mężczyźni, w ręcznikach owiniętych wokół bioder. Sprawdzając, co dzieje się w poszczególnych zakątkach klubu, przyglądali się nam przez chwilę, a gdy nadeszło ich więcej, jeden drugiemu z ciekawością zaglądał przez ramię.

„Potrzebuję publiczności”, przypomniały mi się słowa Pana. Jakbym odczytała właśnie jego myśli, bo już za chwilę rzucił polecenie:

– Wypnij się!

Na ich oczach uklękłam na czworakach, a on gwałtownie wepchnął we mnie kutasa. Stęknęłam z zadowolenia. Uniosłam głowę, żeby napawać się odbiciem w lustrze. Lubiłam kontrast między nami podczas aktu. Jego jasnych włosów, wieńczących szczupłą sylwetkę, biorącą w posiadanie moją kobiecą pulchność. I moich ciemnych, półdługich, oplątujących twarz, gdy całym ciałem wstrząsały uderzenia jego bioder w niepohamowanej, samczej żądzy. Pieprzył mnie, gorączkowo rozładowując nadmiar energii rozpierający genitalia.

Nagle przerwał i rzucił sucho do Żartownisia:

– Możesz ją zerżnąć!

Ten przyjął propozycję z zakłopotaniem.

– Nie jestem jeszcze gotowy – tłumaczył się. – Może niech mi najpierw obciągnie.

– Idź, zrób to!

Pan miał prawo rozporządzać swoją suką, jak chciał.

Sam podsunął się na kolanach bliżej ścianki dzielącej nasze łoże z sąsiednim. Zajął go widok po drugiej stronie okienka dla podglądaczy. Ktoś tam na sąsiednim łożu równolegle uprawiał seks. Ssałam kutasa i z ciekawości sprawdziłam na co patrzy mój Pan. W okienku poruszały się miarowo pośladki kopulującego mężczyzny.

Od tego widoku oderwały mnie zachwyty Żartownisia. Jego członek w zwodzie miał całkiem przyzwoity rozmiar.

– Aaaach! – zajęczał. – Świetnie to robisz! Doskonale! Ooo, tak!

Zza ścianki dochodziły coraz bardziej donośne odgłosy wydawane przez kobietę. Przy akompaniamencie jej narastających krzyków orgazmu, Pan odciągnął mnie gwałtownie od Żartownisia, rzucił na plecy, ukląkł nad twarzą i momentalnie opróżnił się ze spermy prosto do moich ust.

Dopiero teraz odkryliśmy nad sobą ogromne lustro pokrywające cały sufit. Zapatrzyliśmy się wszyscy we własny widok.

– Jaka artystyczna scena – zauważył Pan.

– Rzeczywiście – potwierdził Żartowniś.

– Jak z filmu albo z obrazu – przyznałam. – Nagie ciała odpoczywające.

Za krótko tu byliśmy, żeby już wychodzić. Poza tym miałam nadzieję, że moja pochwa zostanie jeszcze wielokrotnie wymasowana. W końcu było to miejsce seksu zbiorowego. Tylko, że ten przed chwilą wgapiony w nas zbiór kutasów gdzieś się ulotnił.

Zaczęło mi się nudzić. Sięgnęłam stopami do członka Żartownisia, który na powrót przykładnie zachowywał dystans. Otuliłam go nimi i zaczęłam masować. Nawet nie pamiętałam, czy kiedykolwiek pieściłam penisa stopami leżąc na brzuchu. Ta pozycja była zdecydowanie bardziej wygodna i naturalna. Ugniatałam go dużymi palcami u stop, a potem pocierałam wszystkimi naraz na całej długości, jakbym wyciągała go od nasady. Robiłam to od niechcenia, bardziej się nim bawiąc, ale Żartownisiowi i tak się spodobało.

– Dokończysz mi? – poprosił.

Pan od razu pchnął mnie w jego stronę.

– Obciągnij mu.

– Najpierw wyliż mi jajka – Żartowniś wypowiedział kolejne życzenie.

Zawahałam się. Wciąż miałam usta pełne spermy klejącej się do języka. Ale przecież widział co przed chwilą robiłam tymi ustami. Zagłębiłam głowę między jego nogi. Używałam języka z największą starannością, nie pomijając żadnego fragmentu. Moją uległość karmiła myśl, że oto na polecenie Pana leżę tu naga przed zupełnie obcym mężczyzną i dla jego zadowolenia wylizuję mu jego długi wór. Następnie zaciskałam wargi na przesmyku prowadzącym do penisa, którego przez cały czas trzymał w dłoni, żeby ułatwić mi dostęp niżej. Moje zaangażowanie wyraźnie przekładało się na znowu powiększający się w oczach rozmiar. Z nadzieją na penetrację ssałam go przez chwilę, a potem wracałam do jąder. Zamykałam je kolejno w ciepłych i mokrych ustach, i tarłam językiem po opiętej, szorstkiej skórze moszny.

– Gdzie mogę ci się wytrysnąć? – zapytał.

– To Pan zdecyduje.

– Na brzuch – wybrał Pan.

Żartowniś nie pytał o przyszłość.

STRZAŁ!

– O! – Żartowniś wydał krótki okrzyk. – Oooo! – Ton jego głosu nagle zmiękł i przeszedł w chichot. – Na brzuch!

Wydobyłam głowę spod penisa. Rzeczywiście, struga gęstej spermy zalała jego własny brzuch, ostatnią kroplą spadając mu na czubek nosa.

– Patrz, nawet trysnęła mi na nos!

 

Postanowiliśmy z Panem zejść na dół, do jacuzzi. Zanurzyliśmy się w małym basenie, który wypełniał prawie całe pomieszczenie. Ciepło, szum wody z dysz, nastrojowe światła z orientalnych lampionów i rośliny zdobiące kąty – wszystko to tworzyło relaksującą atmosferę.

Niedługo byliśmy tam sami. Może nawet nie zdałabym sobie z tego sprawy, zajęta adorowaniem mojego Pana tyłem do reszty świata, gdyby nie szepnął mi do ucha:

– Idź do tamtego faceta i wytrzep mu.

Obejrzałam się za siebie. Nieopodal, oparty łokciami o przyległą krawędź jacuzzi, siedział mężczyzna o atletycznej budowie. Kontrastujące z postawną sylwetką małe oczy i usta gubiły się na wielkiej, wygolonej głowie, przez co jego bezwłose ciało wydawało się w całości obleczone we własną skórę.

– Mam mu wytrzepać? Tak od razu? Bez zagadania? Bez gry wstępnej? – upewniłam się nerwowo.

Pan tylko kiwnął głową na potwierdzenie.

Zrobiłam już krok w kierunku mojego „zadania”. Jednak zawstydzenie zatrzymało mnie w miejscu i wysypało ze mnie kolejną serię pytań.

– Mam podejść i tak po prostu chwycić go za fiuta? I on się zgodzi? Faceci naprawdę tak działają?! – wyraziłam wątpliwości przytłumionym głosem.

W odpowiedzi, Pan uparcie wskazywał mi kierunek ruchem brody. W końcu podeszłam, pokonując opór wody. Wzięłam do ręki członek mężczyzny. Kaliber okazał się współmierny do rozmiarów jego ciała.

Olbrzym poddał mi się bez słowa. Jakbym służyła tu jako łaziebna i taka czynność należała do moich obowiązków. Odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy, a wyraz jego twarzy świadczył o tym, że rozkoszował się pieszczotą. Masowałam mu członek powoli, czując, jak jeszcze bardziej rośnie mi w dłoni. Nie chciałam, żeby skończyło się tak, jak poprzednio, na piętrze.

– A może lepiej wymasowałby mi pochwę? – zagadnęłam mojego Pana.

– Dobrze. Wracamy na górę!

Na odmianę teraz Olbrzym zachował się, jakby był tutaj na wyposażeniu. Po prostu podniósł się i poszedł z nami.

 

Żartowniś namierzył nas jeszcze w jacuzzi. Na łożu zajął swoje miejsce jako nasz najbardziej gorliwy widz. Olbrzym nadal nie odzywał się ani słowem, ale dialogi w pornosie nigdy przecież nie były najważniejsze. Położył się na plecach i wymownie ujął w dłoń swojego kutasa. Wzięłam go do ust, nie tracąc nadziei, że na finiszu sperma znowu nie przeleci mi wyłącznie koło nosa.

Nadal liczyłam na gruntowny, długotrwały, rozpychający masaż pochwy przez liczne, sztywne kutasy pracujące we mnie jak tłoki, jeden za drugim, drugi za trzecim… A jego kutas wyglądał jak obietnica spełnienia tego marzenia.

– No, wystarczy już tego dobrego! Pora na zmianę pozycji – zarządziłam zniecierpliwiona.

Olbrzym zareagował prawidłowo. Wypięłam się, bo seks od tyłu zawsze sprawiał mi najwięcej frajdy. Przede mną było lustro, jak wcześniej, więc nie omieszkałam oddać się przez chwilę jednej ze swoich ulubionych części aktu. Ujeżdżała mnie wielka, łysa bestia i to był fajny widok.

Coś jednak było nie tak. Olbrzym nie trafiał do dziurki.

Najpierw uznałam, że ociera się dla spotęgowania podniety. Potem wszedł płytko i natarczywie dziobał mnie kutasem, jakby dopiero chciał tę dziurę wyrąbać.

W końcu nie wytrzymałam.

– Że tak sobie pozwolę… Wyżej, niżej! Nie, nie, nie tu… Jeszcze trochę wyżej. O tak, tutaj! Nie, nie! Niżej! – instruowałam go rozpaczliwie, gdy po omacku boleśnie wciskał się w mój odbyt.

W końcu sama się pogubiłam. Zamilkłam, żeby wyczuć gdzie właściwie trafił. Z drugiej strony takiego dużego chuja przecież wyraźnie poczułabym w sobie.

Wykonał jeszcze wiele pchnięć, symulując stosunek. Każdy w klubie, w podobnej sytuacji, z wlepionym w siebie wzrokiem widzów, udawał ogiera. I tylko sami bezpośrednio zaangażowani znali prawdę.

– Słuchaj, przerwijmy może, co? – zaproponowałam.

Panu chyba ta przerwa była na rękę. Nikt tu w tej chwili nie był zdolny do czynów nierządnych poza jego kontrolą.

– Zaraz wracam.

Mężczyźni w klubie zawsze reagowali tak samo, gdy się oddalał. Od razu przysuwali się do mnie i obłapiali. Bez pytania, na które odpowiedzią i tak była moja reakcja. Zwykle mówiłam, że nie zrobię niczego bez Pana. A i tak nie odpuszczali. Czasem nawet nie odpuszczali, gdy Pan pojawiał się z powrotem na horyzoncie. Może wydawało im się, że przez dotyk „oznaczyli teren”.

Olbrzym przytulił się do moich pleców. Objął mnie, chwycił za pierś, a drugą ręką się masturbował. Poczułam na skroni jego gorący oddech. W podnieceniu dyszał otwartymi ustami prosto do mojego ucha, a potem z ust do ust, gdy odwróciłam głowę w jego stronę. STRZAŁ! Poczułam drobinki śliny na policzku. Ciepło jego ciała, miękkie przytulenie w silnym uścisku jego ramienia, jego dłoń miarowo obijająca się o mój pośladek, dawały tak potrzebne mi poczucie fizycznej bliskości, że głos rozsądku zadający mi pytanie dlaczego mu na to pozwoliłam, odezwał się dopiero w domu, gdy w głowie przewijałam film z tego wieczoru.

Po powrocie Pan zastał dokładnie taki sam widok, jak przed wyjściem. Olbrzym zdążył już się ode mnie odkleić i dalej sam ugniatał kutasa, a Żartowniś przez cały czas nie ruszał się z miejsca, miętosząc swojego.

Pan obrzucił ich wzrokiem.

– A ci dwaj wciąż heblują? – zakpił.

Nawet jeśli Olbrzym pozbawiony był ludzkiej mowy, to nie był pozbawiony ambicji. Po słowach Pana bezzwłocznie zrobił jeszcze jedno podejście do mojej pochwy, jednakże znowu poniósł fiasko.

 

Na nasze łoże wszedł jeden z podglądaczy. Od razu ukląkł na wysokości mojej twarzy i wymownie, chociaż bez słowa, wycelował chuja w kierunku moich ust. Wiedziałam, że nie był to Wersal, ale też ja nie byłam dobrą Samarytanką. Zmroziłam go spojrzeniem i pokazałam palcem w kierunku pochwy. On pewnie uznał, że również nie przyszedł tu do pracy, więc tak jak w milczeniu przyszedł, tak w milczeniu odszedł.

Na pociechę Żartowniś przysunął się do mnie i pogłaskał moją łydkę.

– Proszę, wymasuj mi ją tak naprawdę porządnie.

– A będzie z tego orgazm? – zażartował Żartowniś.

– Będzie na pewno! – zapewniłam go z całą powagą.

Chyba tylko udawał, że zmęczyły mu się palce, bo gdy skończył z łydką, włożył mi je do pochwy. A jednak chyba mu się zmęczyły, bo po pięciu ruchach zrezygnował. Wtedy użył palców Pan. Też na zbyt krotko. Niestety, tak bardzo obu im się nie chciało, jak bardzo mi się chciało. Ale czego można było się spodziewać po mężczyznach po wytrysku.

– Auć! Paznokieć! – syknęłam. – Może lepiej robić to z żelem – zasugerowałam?

Żel był gdzieś daleko, więc paznokieć okazał się dobrym pretekstem, żeby przestać.

– Może byś ją wyruchał? – zapytał Pan Żartownisia.

Ten drugi skierował smutne spojrzenie między swoje uda i pokręcił głową.

– Nie ma czym.

I tak oto nadzieja na porządny seks sama poszła się – za przeproszeniem – jebać.

W tym miejscu powinnam była palnąć sobie w łeb z rozpaczy, ale ostatni, śmiertely STRZAŁ! nie nastąpił. Termometr po dwóch tygodniach nadal wskazuje 36,6. Na szczęście.

 

Kropka : )

4 myśli na temat “ROSYJSKA RULETKA”

  1. Witam Panią 🙂 po raz kolejny rozbudziła Pani moje fantazje 🙂 a ze jako ja skromny i wstydliwy nigdy w takim klubie nie byłem, raz bym wszedł do Afrodyty ale bramkarz na wejściu mówi 10 xD i mnie zniecheciło haha, choć jak Pani tak opisuje ludzi jacy tam chodzą hm zastanawiam się czy nie jest to przekrój społeczeństwa, chudzi, grubi, wysocy czy niscy 🙂 ale jednak mam wiele komopleksów jak widzę 🙂 paradoks taki tu niby taki otwarty a z drugiej strony zamknięty xD pozdrawiam

    1. Oczywiście, że jest przekrój społeczeństwa, a nie same Adonisy:) Natomiast z perspektywy czasu uważam, że (prawie) wszystko warto zobaczyć. A tenże opisywany przybytek jak najbardziej;) Choćby właśnie po to, żeby zobaczyc, jak ludzie w nieskrępowany sposób dają upust swoim potrzebom intymnym. Co do kompleksów – wiele osób je ma, łącznie ze mną, ale co tam! Kiedyś przeczytałam ciekawe stwierdzenie, że osobą, ktora najbardziej się nami przejmuje, jesteśmy my sami:) Pozdrawiam, mort*

  2. Uwielbiam Pani bloga. Powoli przełamuję się i planuję wybrać się do takiego miejsca.
    Wychowywałem się w małym mieście i w mocno religijnej rodzinie i mam pewnie toksyczne schematy i ograniczania w głowie, które staram się zdejmować.

    1. Wydaje mi się, że tego, co mamy zakodowane od dzieciństwa, nie da się zdjąć do końca. Ale opory mijają przynajmniej na czas amoku w zabawie;)

Odpowiedz na „mortAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *