SĄD NAD LADACZNICĄ

11 stycznia 2017 o 15:09|0 komentarzy

CYKL: BEZSENNOŚĆ W BERLINIE

Obwieszczenie głosiło, że tego wieczoru odbędzie się tutaj sąd nad ladacznicami. Zachęcano w nim mężczyzn, żeby przyprowadzili pod pręgierz swoje kobiety i poddali pod publiczny osąd ich niepohamowane wyuzdanie. Za niegodne zachowanie miały zostać surowo ukarane.

Spojrzenia gapiów koncentrowały się na podsądnej, która w nieskromnym odzieniu, w postawie pełnej oczekiwania, stała obok wielkich dybów. W kierunku solidnego, ornamentowanego biurka zmierzał Sędzia w długiej, białej peruce, zakładając togę. Gdy za nim stanął, otworzył rozprawę. Zwrócił się po niemiecku do słuchającego go audytorium w długiej, pełnej pasji przemowie, żywo przy tym gestykulując. Potem zasiadł za biurkiem, a wtedy Surowa Lady oskarżycielskim tonem zaczęła – czego mogłam się tylko domyślić – wymieniać przewinienia, jakich dopuściła się oskarżona. Dziewczyna poddawała się biernie, gdy Lady, na podkreślenie swoich argumentów, stopniowo obnażała ją ze skąpego ubrania, wystawiając na widok publiczny jej sterczące, jędrne piersi i powabne ciało pokryte tatuażami.

Oglądając to, czułam się jak na spektaklu w teatrze – czarne ściany, przytłumione światło, rekwizyty, przebrania oraz performerzy, którzy przekonująco odgrywali swoje role. Sędzia, jak żywcem wyjęty z dawnych czasów, tak poważny podczas procesu, to rzucający się wcześniej w oczy sympatyczny facet z uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy. Szczupły,  ruchliwy, wykolczykowany i wytatuowany, z głową wygoloną po bokach i długim, czarnym kucykiem. Najwyraźniej jeden z członków stałej ekipy prowadzącej imprezy w tym klubie. Surowa Lady właściwie pozostała sobą. Była to ta sama Domina, którą zobaczyłam jako pierwszą w akcji, zaraz po wejściu do klubu. Wydawała się zakładać, że każdemu, kto wpadnie w jej ręce, z założenia należy się surowa kara cielesna. Młodziutka Asystentka w typie Francuzki, co podkreślała jej fryzura na pazia z prostych, czarnych włosów, stała w gotowości pod ścianą, obok biurka Sędziego. Miała na sobie nienaganny strój klimatyczny – skórzany gorset, szpilki i kabaretki. Urzeczona, delektowałam się jej nieskazitelną urodą, prześlizgując się wzrokiem po szczupłej figurze. Mimo przykuwającej wzrok powierzchowności i efektownego stroju, konsekwentnie trzymała się z boku, na drugim planie, w skromnej pozie, powściągliwa, jakby dopiero terminowała, skrycie przejęta pierwszym powierzonym zadaniem. Drobna i niewysoka, trzymała w ręku niewiele mniejszą od siebie, wielką, tradycyjną wagę z mosiężnymi talerzami szal.

A ja, wciąż posmutniała, siedziałam samotnie na swoim stołku przy barze, w nieformalnym pierwszym rzędzie, przygnębiona myślą, że chociaż tyle się tu dzieje, właściwie nie mam z kim podzielić nowych wrażeń. Pan z Jenny nadal stali razem, w głębi wśród widowni, zgodnie przyglądając się przedstawieniu. Zerkałam na niego znacząco, ale on trwał przy niej niewzruszony. Nawet na mnie nie patrzył, jakby nasza relacja straciła odtąd rację bytu. Widok ich razem wywoływał we mnie wściekłość, dopóki ostatecznie nie ogarnęło mnie zwątpienie, na sercu zaległ ciężar, i w końcu masochistycznie zamknęłam się w sobie. Już nawet przestałam patrzeć w ich stronę. Wróciłam spojrzeniem do tego, co działo się przede mną.

Z ust Sędziego padło teraz mocnym głosem:

– Schuldig? Oder unschuldig? Winna? Czy niewinna?

Wziął w garść dziesięć metalowych żetonów i rozdał gościom. Mnie również wręczył żeton. Następnie Asystentka ze swoją wielką wagą zaczęła obchodzić zaimprowizowaną „ławę przysięgłych”, żeby osądzili oskarżoną, wrzucając żetony na jedną bądź drugą szalę. Poczułam się lekko oszołomiona, gdy podeszła tak blisko i patrzyła na mnie z wyrazem oczekiwania na swojej twarzyczce, słodkiej i niewinnej, wyzierającej spod grzywki starannie przyciętej nad linią brwi. Może podświadomie chciałam zwrócić na siebie jej uwagę, ponieważ jako jedyna wrzuciłam swój żeton na szalę „niewinna”.

Sędzia, zdziwiony, z niedowierzaniem pochylił się nad szalą.

– Bist du sicher, dass sie unschuldich ist? Jesteś pewna, że jest niewinna?

– Ja. Tak. – odpowiedziałam.

– Also denkst du? Tak uważasz? – upewnił się.

– Ja.

– Warum? Dlaczego? – dociekał, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Weil sie unterwürfig ist. Unterwürfige sind unschuldig. Ponieważ jest uległa. Uległe są niewinne.

Znowu z goryczą pomyślałam o Panu. Siedziałam tutaj sama jak za karę, w konsekwencji tego, że lojalnie przyprowadziłam mu sukę. Jakże więc uległa mogła być winna? A tamta dziewczyna też była uległa. W każdym razie miała obrożę na szyi, chociaż nie wiadomo do kogo należała. Jak się później okazało, należała do wszystkich. Wszyscy mogli nią dysponować.

Sędzia ogłosił wyrok:

– Winna!

Lady natychmiast zakuła ją w dyby. Następnie starannie dobrała twarde, drewniane narzędzia chłosty i pedantycznie rozłożyła je na czerwonym łożu, żeby wszyscy mogli zobaczyć czym zostanie wymierzona kara.

Krótko obcięte, jasne włosy Ladacznicy, nie zasłaniały jej twarzy. Wyglądała na pogodzoną z tym, co nieuchronnie miało nastąpić.

Lady rzetelnie przykładała się do wykonania wyroku. Obserwowałam zafascynowana, jak z powagą na twarzy wymierzyła razy kijem. Nie oszczędzała dziewczyny. Biła ją z całej siły, chociaż jej ruchy nie kojarzyły się z sadyzmem, a raczej z niemiecką sumiennością.

Nagle na linii wzroku pojawił się mój Pan. Uśmiechnął się, lekko zakłopotany. Stanął blisko, naprzeciwko mnie, i wyszeptał półgłosem, patrząc mi w oczy, jakby chciał na nowo oznajmić kim jestem:

– Suka!

– A ty pies. Pies na baby! – wyrzuciłam z siebie złość.

Mimo to objęłam go udami i zacisnęłam je mocno, oplatając nogami. Poczułam jego ciepło, a moje wnętrze zareagowało przyjemnym drżeniem. Wpuściłam jego język do ust i przylgnęłam do niego podbrzuszem, gotowa przyjąć go w sobie natychmiast.

– Ciebie też zgłosiłem do sądu.

– Nie chcę, żeby obcy ludzie napierdalali mnie batem! – zareagowałam buntowniczo.

Moje rozżalenie najwyraźniej nie minęło tak od razu. Nastrój uległości na razie prysnął bez nadziei na szybki powrót. Żeby poddać się publicznej chłoście i godnie znieść ból, musiałam czuć całą sobą, że należę do Pana. Potrzebowałam rozmiękczenia, urobienia mnie na nowo, zapewnień, że jestem jedyna na świecie, a tamta sytuacja nie miała żadnego znaczenia. A potem słów ostrych jak bezwzględne cięcie bata, że sensem mojego istnienia jest wykonywanie rozkazów Pana. Wypchnięcia na środek, bez pozwalania na wykręty, i  doprowadzenia mnie pod te dyby choćby siłą. Swoją drogą byłby to prawdziwy sadyzm kazać mi ponieść karę za oskarżenia, z których nie zrozumiałabym ani słowa.

– Uwiesiła się na mnie… Nie wiedziałem, co mam z nią zrobić – wyjaśnił, jakby usłyszał moje wcześniejsze myśli i próbował mnie udobruchać. – I wciąż dopytywała się o kontakt do ciebie. Obiecałem, że ci przekażę.

Nie uwierzyłabym, gdybym potem na własne uszy nie słyszała, jak Jenny głośno wygłasza zachwyty. Dojechała z tych Stanów do Berlina, dojechałaby pewnie i na Śląsk. Jednak nie podeszłam, żeby zostawić jej namiar do siebie. Pan nie nalegał, widząc moją niechęć. I jak powiedział później, Jenny musiała dostrzec moją złość, dlatego sama nie odważyła się poprosić mnie o kontakt.

Siedziałam przy nim czekając, aż żal stopnieje we mnie do reszty. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle podeszła do mnie Lady, wręczając mi trzcinkę. Spojrzałam na nią pytająco. Ruchem głowy wskazała mi Ladacznicę i skinęła na potwierdzenie, że właśnie tak, że mam iść i obić tyłek również tej dziewczynie. Wzięłam od niej trzcinkę, wstałam ze stołka i podążyłam za nią w kierunku dybów.

– Ein Safewort? Jakieś hasło bezpieczeństwa? – zapytałam

– Aua! Nein! Ała! Nie!

Myślałam, że żartuje, ale wyglądało na to, że mówi poważnie. Przyjrzałam się Ladacznicy. Miała jędrne, zgrabne ciało i wręcz modelowe pośladki. Najpierw dotknęłam ich pieszczotliwe, delektując się gładką skórą. Uchwyciłam fałd między palce i lekko uszczypnęłam. W końcu niechętnie oderwałam dłoń, pochyliłam się ku niej i kazałam jej odliczać na głos od dziesięciu do jednego. Przynajmniej taki miałam zamiar.

– Zahl bis 10!

– Zahl? – Lady wtrąciła się w jej imieniu, upewniając się, o co mi chodzi.

Zmarszczyłam brwi w głębokim namyśle. Pod obstrzałem dziesiątek par oczu, resztki niemieckiego z wrażenia całkowicie wyleciały mi z głowy i pomyliłam „liczyć” z „płacić”.

– Zähl…? Licz…? – zawiesiłam głos, sprawdzając po jej reakcji, czy tym razem użyłam właściwego słowa.

Na twarzy Lady pojawił się wyraz ulgi.

– Und zurück! I z powrotem! – dodałam podniesionym głosem, jakby to miało potwierdzić właściwie znaczenie moich słów. Lady nachyliła się ku Ladacznicy i przetłumaczyła jej z mojego na niemiecki. Dziewczyna tylko skinęła głową.

Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam wymach, a ona zaczęła odliczać.

– Zehn. Neun… Dziesięć. Dziewięć…

Znalezienie się w centrum uwagi sprawiło, że początkowe uderzenia wychodziły mi niewprawnie. Lecz spojrzenia, które skupiałyśmy na sobie z moją mimowolną ofiarą, mobilizowały do starań, żeby chłosta była widowiskiem. Ten ostatni raz tradycyjnie musiał być mocny.

– …Ein! – podniosła głos w cichym okrzyku.

Już chciałam odłożyć trzcinkę i odejść, gdy Lady dała mi do zrozumienia, że to dopiero początek. Wobec tego postanowiłam wybrać narzędzie chłosty, które bardziej mi odpowiadało.

– Darf ich eine andere Peitche benutzen? Czy mogę użyć innego pejcza? – poprosiłam.

Zgodziła się. Bat z pękiem rzemieni wychodzących z rękojeści był dla mnie zawsze jak przedłużenie własnej dłoni. Wzięłam pełny zamach i aż przeszył mnie spazm od klaśnięcia rzemieni o ciało dziewczyny. Zrobiłam krok do tyłu i przymierzyłam się kolejny raz, wyżej. Grad rzemieni spadający na jej gładką, nieskazitelną skórę, przez ułamek sekundy oplatający jej nagą kibić, dawał przyjemność oczom. Lubiłam chłostać po plecach. Było w tym coś z autentycznej kary cielesnej.

– Nein! Nie! – powstrzymała mnie Lady, przytrzymując moją rękę z batem. – Nur hier! Tylko tutaj! – Przyłożyła swoje dłonie nad jej pośladki, określając wysokość, do jakiej mogę bić.

Uderzyłam więc z zapałem po krągłym tyłeczku jeszcze parę razy, lecz zanim zdążyłam rozwinąć swój taniec z batem, Lady znowu mnie powstrzymała.

– Nein! Nein! – podniosła głos, zaczynając okazywać zniecierpliwienie. Energicznie pokręciła głową. – Hier… Tutaj… – nachyliła się i przyłożyła swoje dłonie jeszcze raz. – …und hier! …i tutaj. – Rozłożyła ręce na szerokość bioder dziewczyny, wyznaczając pole chłosty. Spojrzała na mnie znacząco, upewniając się, czy aby na pewno ją rozumiem. – Hier und hier – powtórzyła jeszcze raz. – Hier nein! Tutaj nie! – powiedziała z naciskiem, poklepując jej biodra. – Verstehen Sie das? Czy pani rozumie?

Kiwnęłam głową, chociaż właściwie… nie rozumiałam. Co to za różnica – siniak tu, czy siniak tam. Na tyłku czy z boku. Jak to mam się ograniczać? Bat wymagał zamaszystych ruchów, uderzeń pod różnym kątem, przestrzeni. Poza tym wydawało się to nie przeszkadzać samej chłostanej.

Uderzyłam jeszcze raz czy dwa, i chociaż Lady pilnowała, żeby bat lądował na pośladkach we właściwym miejscu, rzemienie rządziły się własnymi prawami, i – czy tego chciałam, czy nie – owijały się wokół ciała i uparcie wychodziły „poza boisko”. Wtedy po prostu odebrała mi ulubioną zabawkę, w zamian wręczając drewnianą packę.

Packa była ciężka. Miałam wrażenie, że obijam dziewczynie tyłek deską. Wprawdzie wciąż cierpliwie i w milczeniu znosiła wszystkie razy, mimo to zrobiło mi się jej żal. Zresztą ja sama nie byłam w stanie już dłużej jej bić. Przerwałam i spojrzałam na Lady. Chyba nie zrozumiała odmowy w moim spojrzeniu, bo ruchem głowy zachęciła mnie, żebym nie przestawała.

– Ich denke, dass… Myślę, że… –  Jak na złość nie potrafiłam sobie przypomnieć, jak to jest po niemiecku „dosyć, wystarczy”. – Can you speak English? – zapytałam. – Enough! – dokończyłam po angielsku, z rozpaczliwą nadzieją, że jeśli nie Lady, to zrozumie mnie ktoś inny i miłosiernie przetłumaczy.

Lady nie zareagowała tak, jak oczekiwałam. Przeciwnie, ponagliła mnie gestem do dalszego bicia.

– Ich will nicht. Nie chcę. – Pokręciłam głową i powtórzyłam z narastającą desperacją w głosie: Enough!

Rozejrzałam się po sali i zapytałam głośno:

– Can anybody speak English here? Czy ktoś tu mówi po angielsku?

Cisza.

– Enough! – powtórzyłam błagalnie, tym razem zwracając się do Sędziego.

Bez rezultatu. Poczułam się, jakbym porozumiewała się z nimi przez dźwiękoszczelną szybę. Aż trudno było uwierzyć, żeby po wymownym odłożeniu packi, rozpaczliwej mimice i gestykulacji, nie zrozumieli, że nie chcę już więcej. Stali nade mną jak kaci i zachęcali, żebym wzięła do ręki kolejne narzędzie chłosty, jeszcze bardziej bolesne, i dalej łoiła tyłek Ladacznicy. Jakby ten bezwzględny show miał założony czas trwania, który się jeszcze nie wyczerpał.

Wyglądało na to, że jedyną osobą, która tu cierpi, jestem ja. Dziewczyna wciąż przyjmowała razy ze spokojem, imponując bezsensownym oddaniem. Przedłużająca się w nieskończoność chłosta w ogóle jej nie złamała. Tylko purpurowy kolor pośladków był widocznym świadectwem intensywności „kary”.

Zaczęła mi siadać psychika. Z trudem przełamywałam się, żeby męczyć ją dalej. Natomiast oni swoim uporczywym nakłanianiem mnie do bicia przekroczyli moje własne granice sadyzmu. Lałam ją więc dalej bez przekonania, zrezygnowana, jakby to mnie skazano, do momentu, kiedy uznali, że wystarczy.

Jakież było moje zaskoczenie, słysząc, jak po wszystkim Sędzia zagadał do mnie po angielsku. Nawet nie wysiliłam się na odpowiedź. Podpadł mi, mimo całego swojego uroku. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam do mojego Pana.

Później, kątem oka, dostrzegłam tę dziewczynę półleżącą w fotelu. Jej nagie ciało wyglądało równie zmysłowo pod przezroczystym peniuarem, rozchylającym się na biodrach. Z głową pomiędzy jej nogami klęczał niewolnik i ją lizał. A w miarę upływu wieczoru przyłapałam ją na łożu, gdzie z pasją prawdziwej ladacznicy wszem i wobec rozdawała swoje wdzięki. Pewnie dlatego powtarzano tę rozprawę w klubie co tydzień…

Kropka 🙂

P.S. Ciągi dalsze nastąpią.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *