SPA pod Czerwoną Latarnią czyli sanus per sex – fragment powieści

13. DECYDUJĄCE STARCIE

Na sali balowej zgaszono światła, reflektory oświetlały tylko zaimprowizowany ring. Zanim ostatecznie sczepiłyśmy się z Poetką na materacach, rozległ się następny gwizd, powstrzymujący nas przed walką. Tym razem zagwizdał Policjant. Obejrzałyśmy się zdezorientowane. Długouchy opadł za Poetką na kolana i przytrzymując ją rękami za biodra nieoczekiwanie odsunął krok jej majteczek i wcisnął język w apetyczną brzoskwinkę między jej udami. Był to długi, głęboki i – sądząc po dźwięku – bardzo mokry pocałunek z języczkiem. Perspektywa walki półnago, przy szczególnej publiczności, pobudziła ją nie tylko do rywalizacji, co było można wywnioskować z mlasku, jaki wydała jej cipka. Obudziła się we mnie ochota na wyuzdany popis przed widzami. Kiedy ona, zaskoczona i unieruchomiona w uścisku Dlugouchego, zmrużyła oczy z nieoczekiwanej rozkoszy, polizałam przeciągle jej usta, a następnie wcałowałam się w nie namiętnie, wiedząc, że niejeden widz poczuje ukłucie zazdrości. Niemal słyszałam, jak warknęła na mnie, zła za zaczepkę, teraz już z całą pewnością gotowa, żeby nie tylko jak najszybciej zakończyć walkę i zwycięsko odebrać dalsze pieszczoty, ale i stłuc mnie za wszelkie biseksualne prowokacje…Niespodziewanie poczułam, jak jakaś ręka boleśnie odciąga mnie od ust Poetki do góry za włosy. To Policjant, najwidoczniej podniecony widokiem, podniósł mnie z kolan, po czym okręcił je wokół własnej dłoni i sam wessał mi się namiętnie w usta, nie zważajac, że krzywię się z bólu. Jednocześnie włożył palce drugiej dłoni tam, gdzie i tak już wrzało od wrażeń seksualnych. Wyciągnął je mokre i zastąpił nimi własny język w moich ustach. Opuścił mnie z powrotem na kolana dopiero wtedy, kiedy dokładnie zlizałam z jego dłoni własne soki.

Znowu znalazłyśmy się z Poetką naprzeciwko siebie na czworakach, w napięciu czekając na ostateczny sygnał do walki. Prawdę mówiąc, nie miałam zupełnie pojęcia od czego zacząć.

  • Bierz ją! – usłyszałam nagle nad sobą głos Policjanta, a w nim ten znajomy, trochę szyderczy, nakazujący ton mojego Pana, którym zwracał się do mnie jak do psa.

Takie polecenie odkodowało we mnie gotowość do spełniania poleceń dla jego zabawy. Ona tego nie wiedziała, ale dla jego kaprysu potrafiłam zamienić się w bestię. Mój Pan chciał mieć przedstawienie, więc musiał je dostać. Parę sekund intensywnego wpatrywania się nawzajem w oczy i sama chwyciłam ją za włosy i wepchnęłam jej język do ust, wciąż pełen mojego własnego intymnego smaku. Wściekła, wykonała na mnie pad całym ciałem jak drapieżnik, nie zważając na ból wyszarpywanych z mojej garści włosów, i przygniotła mnie biodrami do materaca, powalając od razu na plecy.

„Nie jest dobrze… Jak jej się uda usiąść mi na twarzy, przegram od razu”, zmartwiłam się. Poetka chwyciła mnie za nadgarstki, najwyraźniej zamierzając założyć mi ręce za głowę. Na szczęście udało mi się wykręcić nadgarstki z jej zacisku. Wtedy uniosła się na kolana, żeby złapać równowagę, co natychmiast wykorzystałam, a nasze naoliwione ciała pozwoliły mi bez większego trudu wyślizgnąć się dołem, pomiędzy jej nogami. Od razu rzuciłam się na nią i teraz ja przygniatałam ją swoim ciężarem do materaca. Nasze ciała ślizgały się po sobie w wątpliwie przyjaznych objęciach, aż wreszcie udało mi się przewrócić ją na plecy.

Publiczność miała podzielone zdanie której z nas kibicować, dopingując tę, która akurat znalazła się na górze.

  • Kropka, zerwij majteczki z Poetki, to wreszcie dowiemy się jaki ma naturalny kolor włosów! – docinał Długouchy.

Poetka nie dość, że wcale zamierzała dać mi się pozbawić majteczek, okazała się w dodatku mieć silne uda. Uniosła nogi i zakleszczyła mi biodra w boleśnie miażdżącym ucisku. Zawyłam, i żeby ją osłabić, nachyliłam się i wbiłam zęby w jej ramię. Teraz ona krzyknęła z bólu i próbowała mnie odciągnąć, chwytając za włosy. Uniosłam się, udając, że ustępuję, po czym natychmiast rzuciłam się na nią, z rozmysłem celując tym razem wyżej, i z impetem usiadłam jej na twarzy, podpierając się rękami o podłogę.

  • Raz, dwa, trzy… – Policjant rozpoczął odliczanie.
  • Aaaaaa! – wrzasnęłam z bólu tak głośno, że widownią, obserwującą w napięciu nasze zacięte zmagania, aż wstrząsnęło.

Zapragnęłam w jednej chwili z niej zeskoczyć, niestety Poetka zaciskała zęby na mojej wardze sromowej… Aż poleciały mi łzy. Musiała jednak uświadomić sobie, że przegra, jeśli przytrzyma mnie zębami do dziesiątki, ponieważ wciąż to ja przygniatałam ją sobą do podłogi. Puściła i dysząc z wysiłku, z pomocą nadmiaru oliwy na skórze, z powodzeniem zepchnęła mnie z siebie. Czułam, że opuszczają mnie siły, jednak nie opuściła mnie złość. Kiedy moja twarz znalazła się na wysokości jej wzgórka łonowego, teraz ja wbiłam zęby w jej majteczki, z mocą, która skutecznie sparaliżowała jej ruchy.

  • Puść ją, Kropka! – zawołał Policjant.

Niestety nie mogłam wykonać polecenia, ponieważ ona znowu miażdżyła mnie udami tak mocno, że gryzienie jej wydawało mi się jedyną możliwą obroną. Mimo coraz wścieklejszego zadawanego sobie nawzajem bólu, żadna z nas nie chciała poddać się pierwsza. Opamiętałyśmy się dopiero kiedy najpierw ja poczułam na twarzy ciepły strumień, wdzierający mi się do nosa, a zaraz potem usłyszałam okrzyk wstrętu Poetki. Policjant ugasił nasz pożar w sposób stuprocentowo naturalny, kierując następny strumień moczu z własnej „sikawki” na jej twarz. Plując z obrzydzenia, Poetka wreszcie wypuściła mnie z „objęć”, a Długouchy chlusnął na nas litościwie wiadrem wody.

  • Za karę wsadź je obie do klatki – polecił mu Policjant. – I daj im jakieś ciuchy, żeby znowu było je z czego rozbierać – dodał.