Zdjęcia, które zrobił Pan, nadawałyby się jedynie na strony z hard porno. Kucałam zupełnie nago w lesie, z cudzym penisem w ustach, a wokół mnie stało zwartym kręgiem kilku innych nagich mężczyzn. Wszyscy oni wpatrywali się we mnie jak głodne wilki, trzymając w ręku sztywne penisy, i onanizowali do tego widoku. Pomyślałam wtedy, że należę do tej kategorii potencjalnych ofiar gwałtu, które same sobie są winne. Naliczyłam ich sześciu, lecz Pan powiedział mi potem, że nadciągnęło ich znacznie więcej. Tyle, że tamci trzymali się w pewnym oddaleniu i byli jedynie niemymi obserwatorami.
Może jednak zacznę od początku.
Tym razem to ja zaproponowałam Panu spotkanie. „Och, gdyby tak plaża nudystów i woda do zanurzenia się w!”, poprosiłam w mailu.
„… i faceci masturbujący się na twój widok, co suko?”, dodał, ale ten element tylko uatrakcyjnił tę sielską, letnią wizję.
Zresztą cokolwiek miał przez to na myśli w szczegółach, morderczy upał, jaki panował w tych dniach, był jego sprzymierzeńcem. Tego, co planował, dowiedziałam się wieczorem przed spotkaniem.
„Jutro cię skurwię, suko!”
No tak, przecież nie byliśmy parą gruchających kochanków, tylko Panem i suką, którzy uprawiali seks ekstremalny. Dlatego nie mogło się to skończyć zwyczajnie, tak jak sobie umyśliłam, gdy upał odbierał mi rozum.
W nocy, zamiast się wyspać, żeby na spotkaniu promienieć, zadręczałam się koszmarnymi wizjami. Nazajutrz wsiadłam do jego auta spięta i naburmuszona.
– A czy ty zwróciłaś uwagę, że dzisiaj jedziemy furgonetką? – zagadnął. – I że wyciągnąłem jedno siedzenie? A wiesz po co? Bo będą cię w tym aucie rżnąć! – oznajmił z sadystyczną satysfakcją.
Wtedy wybuchłam.
– Ja nie mogę tak żyć na nieustannej adrenalinie!
W potoku słów marudziłam desperacko, używając nieskładnych argumentów. Mimo to wciąż siedziałam obok niego, uzależniona już chyba od tego siedzenia obok w samochodzie. Nawet miałam na sobie białą, falbaniastą sukienkę jak anioł, i kwiat we włosach, które dramatycznie stały w sprzeczności z jego zamysłem. A może to działało odwrotnie? Może właśnie ten wizerunek był dla niego jeszcze bardziej prowokujący? Tak kiedyś zresztą powiedział – jak niezwykle podniecająca jest dla niego wizja, że zaraz zeszmaci taką elegancką kobietę.
– Skoro już mam iść na rzeź, to żeby przynajmniej rżnęli mnie tak, żebym nie miała wrażenia, że gram w rosyjską ruletkę – wybłagałam jękliwie.
– Dobrze – zapewnił mnie z uśmiechem.
Upał potęgował moją niekontrolowaną irytację.
– Ale dlaczego ty się śmiejesz, jak ja tu mówię o sprawach życia i śmierci?!
– Bo tak się cieszę, że cię znowu widzę – odpowiedział, i mimo natychmiastowej podejrzliwości, nie dosłyszałam w jego głosie fałszywego tonu.
Celem podróży okazała się ta sama okolica opisana tutaj w „Majówce”. Jezioro, po którego jednej stronie znajdowała się plaża nudystów, opanowana głównie przez gejów. Wczesnym popołudniem zajechaliśmy na znajomy parking w lesie, tym razem pełen samochodów. Dostałam parę mocnych klapsów na wzniesieniu między drzewami, tam, gdzie podłoże usiane było opakowaniami po prezerwatywach. A potem Pan zaprowadził mnie w las. Szlak na plażę również oznakowany był zużytymi kondomami. Niestety, nigdzie nie było widać wody! Żar lał się z nieba i czułam, że zaraz ugotuję się z gorąca. Położyliśmy się na kocu w zaroślach, na małej polance otoczonej lasem. Jedynym samcem w tym miejscu okazał się staruszek z szerokim, czerwonym pasem odparzeń między gołymi, płaskimi pośladkami z obwisłą skórą. W panice pomyślałam, że być może jest przeznaczony dla mnie. Zaczęła narastać we mnie histeria. Nieszczęśliwa, w ślad za Panem, rozebrałam się do naga. Wyczuwałam, że odbiera moje nastroje jak radar. Mimo wszystko zachowywał cierpliwość.
– Idź, poszukaj wejścia do wody – polecił mi sucho, na chwilę przed eksplozją.
– Ale ja się zgubię sama – protestowałam płaczliwie. – Jakiej wody?! Tu nie widać żadnej wody! Jest tylko sam las, wszędzie dziki las…
Czerwony Kapturek byłby zdecydowanie dzielniejszy ode mnie.
Nadąsana, wyruszyłam przed siebie. Wydeptana ścieżka prowadziła między dziko rosnącymi krzakami, na sąsiednią polanę. Miałam na sobie tylko sandały i okulary przeciwsłoneczne. Minęłam pochłoniętą rozmową małą grupę znajomych, opalających się nago na leżakach w wysokiej trawie. Była między nimi jedna kobieta. Zamilkli i przyglądali mi się, dopóki nie znikłam z ich pola widzenia. Poczułam się nieswojo, zawstydzona własną nagością. Szłam jednak dalej, sprawdzając, co znajduje się za następnymi zaroślami. Na kolejnej polanie, zza której wreszcie szczęśliwie wyłoniła się woda, w niewielkim oddaleniu od siebie leżało dwóch nagich mężczyzn w starszym wieku. Kątem oka widziałam ich głowy odwracające się ciekawie w stronę mojej kobiecej obfitości kształtów. Czułam na sobie ich spojrzenia, sama jednak omijałam ich wzrokiem.
– Czego szukasz aniołku? – zagadnął jeden z nich, wyraźnie pod pretekstem życzliwego zainteresowania. Nomen omen, pomyślałam.
Przełamałam się, żeby na niego spojrzeć. Dobrze, że mogłam ukryć się za ciemnymi okularami, ponieważ nie dało się z rozmawiać z nagimi ludźmi, patrząc im wyłącznie w oczy. Wzrok mimowolnie przemieszczał się od genitaliów do twarzy i z powrotem.
– Wejścia do wody – odpowiedziałam.
– Tam jest! Ale uważaj, płyty są chwiejne i trzeba wchodzić bardzo ostrożnie – dodał drugi.
Ta krotka rozmowa nieoczekiwanie mnie odprężyła. Zbliżyłam się do wody. Była zniechęcająco brązowa.
– A da się w ogóle w niej kąpać? – zapytałam rozczarowana. – Dlaczego ona jest taka brudna?
– Od torfu. Na dole jest muł i torf – wyjaśnił.
Przyjrzałam jej się jeszcze raz i postanowiłam najpierw wrócić po Pana.
– Już uciekasz, aniołku? – próbował zatrzymać mnie ten pierwszy, kokietując przyjaznym uśmiechem.
– Zaraz wrócę – zapewniłam go.
W miejscu, gdzie leżał Pan, też pojawiło się dwóch kolejnych nagich facetów. Dziadek na szczęście sobie poszedł.
– Znalazłam to wejście – poinformowałam go. – Proszę, przenieśmy się nad wodę, Tam jest więcej ludzi – zachęciłam.
Dał się również namówić, żeby zanurzyć się razem w jeziorze. Kamienne płyty służące za wejście, niewidoczne spod zamulonej, brudnej wody, rzeczywiście niebezpiecznie chwiały się pod nogami. Za to jej chłód przynajmniej przywrócił mi humor. Pan chyba też poczuł ulgę, bo wrócił mu uśmiech, napięcie minęło i zaczęliśmy żartować. Wskoczyłam mu na biodra i objęłam od tyłu za szyję. Podobało mi się, gdy woda odbierała mi ciężar i nosił mnie tak, na barana, przytuloną do jego karku.
– Patrz, na brzegu stoi facet i wali konia – zauważył nagle.
Krótka linia brzegowa po naszej stronie skręcała w dłuższy, mocno zalesiony brzeg. Stał tam mężczyzna, na odmianę w ubraniu, i masturbował się, patrząc w naszym kierunku. Rozbawiło mnie to.
– Ale cóż on może zobaczyć? – zdziwiłam się.
– Może wystarczy, że widzi twoje cycki.
Rozchichotana, położyłam się na wodzie na plecach, żeby widział je lepiej. Po jakimś czasie onanista zniknął.
Wróciliśmy na koc. Zaczęłam smarować olejkiem siebie i Pana na zmianę. Wystawienie każdego szczegółu mojego ciała na obce spojrzenia mocno mnie zawstydzało. A już szczególnie krocza z czarnym owłosieniem. Ponieważ tego wymagał mój Pan.
– Też bym sobie posmarował cycki, gdybym je miał – zagadywał ten pierwszy nagi mężczyzna z plaży. Sam był niewiarygodnie opalony.
Zareagowałam żartobliwie, co jeszcze bardziej go ośmieliło, po czym zwróciłam się do Pana:
– Patrz, jaki on opalony! Pewnie emeryt, ma dużo czasu i stale tu siedzi – powiedziałam zaczepnie, celowo podnosząc głos.
– Rencista, panienko – sprostował adresat zaczepki, na szczęście traktując mój bezczelny komentarz z przymrużeniem oka.
W trawie bzyczały owady, a na Panu co chwilę lądowały niebieskie ważki. Ten sielski nastrój zakłócała jednak jego nerwowość.
– I co dalej? – zapytałam, zgadując, że opalanie się nie leży w jego planach.
W tym momencie uświadomiłam sobie, że oczekuję od niego dwóch sprzecznych rzeczy. Z jednej strony – żebyśmy wspólnie pogrążyli się w usprawiedliwionym upałem lenistwie. Z drugiej – czegoś dalej.
– Więcej dzieje się tam, gdzie byliśmy wcześniej – stwierdził.
Zablefował czy nie, postanowiłam jednak wynagrodzić mu swoje wcześniejsze marudzenie.
– To chodźmy tam zobaczyć. Tyle, że… Proszę, czy mógłbyś zanieść moją torebkę z powrotem do auta? Zostawię tu tylko ubrania, wtedy będę miała swobodę ruchu.
– Przecież ja nie przejdę spokojnie wśród tych wszystkich gejów z fiutami na wierzchu, niosąc tę różową torebkę! – zażartował z pełną powagą.
Parsknęłam śmiechem. Swoją drogą, torebka rzeczywiście była duża i neonowo różowa. Rozumiejąc, że nie wypada narażać Pana na pokonanie dość długiej marszruty z czymś takim, na wszelki wypadek zapakowałam ją do siatki. Ubrał się i poszedł z nią do samochodu.
Gdy się oddalił, przybyło jeszcze dwóch nowych, nagich mężczyzn, młodszych od tych, którzy już tu leżeli. Wszyscy od razu rozebrali się do naga. Czasami zza zarośli przy ścieżce wyłaniał się ktoś plażujący na innej polance i lustrował koce.
Smarowałam się dalej olejkiem, a opalony rencista znowu mnie zagadywał.
– Może ci pomóc?
Uśmiechnęłam się.
– Jak mój Pan wróci – zbyłam go.
Pan nie wracał bardzo długo. Zaczęłam się obawiać, że obraził się za moje wcześniejsze fochy. Zostało mi tylko ubranie na zmianę, i to wcale nie grzeczna sukienka, którą zostawiłam w samochodzie. Na tę „plażę” wkroczyłam na polecenia Pana w dziwkarskim stroju – bez bielizny, w różowej koszulce z siatki i w krótkiej spódniczce. „Jak ja dotrę z powrotem do domu?”, zmartwiłam się. Przyszło mi do głowy, że nie pozostanie mi nic innego, jak samej się skurwić. „Ciekawe, czy ktoś mnie odwiezie za seks?”, zastanawiałam się. Chyba ta wszechobecna nagość spowodowała, że w ogóle brałam coś takiego pod uwagę. Mój wzrok padł na opalonego rencistę, może dlatego, że zachowywał się tak bezpośrednio. Jakby czytając w moich myślach, przyłożył rozwarte palce do ust i wyciągnął język w wymownym geście, po czym zarechotał.
Wciąż nie wracał i ogarnęło mnie prawdziwe zwątpienie. Odetchnęłam z ulgą, gdy wreszcie się pojawił. Jak gdyby jego towarzystwo było bardziej bezpieczne…
– No nareszcie! Dlaczego nie było cię tak długo?
– Poszedłem tamtą ścieżką od parkingu w górę. Obserwowałem, jak jeden facet fistuje drugiego pod drzewem. Wsadził mu rękę w tyłek i go posuwał.
– No proszę! To miałeś niezłe widoki! – roześmiałam się.
Zdjął tylko koszulkę. Nie potrafiłam się powstrzymać i zaczęłam pieszczotliwie lizać jego tors. Panu najwyraźniej sprawiło to przyjemność.
– Ten opalony dał do zrozumienia, że ma ochotę wylizać mi cipkę. Albo przynajmniej posmarować mnie olejkiem – poinformowałam go w przerwie między liźnięciami.
– Więc niech się za to zabierze!
Gestem zachęciłam opalonego, żeby do nas przyszedł. Jego wcześniejszy zapał chyba jednak ostygł, gdy przestałam być sama.
– Tam już wszystko jest posmarowane – powiedział tylko, nie ruszając się z miejsca.
– Jeszcze zostały pośladki.
Kończył palić papierosa. Ten obok spojrzał chciwie na jego paczkę i poprosił o poczęstowanie. Opalony wręczył mu jednego.
– Ale mnie też dasz papierosa za to, że pozwolę ci się posmarować! – zażyczyłam sobie.
Właściwie to chyba mniej zależało mi, żeby sobie zapalić, a bardziej chciałam pokryć w ten sposób zakłopotanie, że oto machina ruszyła.
Najwyraźniej dałam mu jednak dobry pretekst, i w końcu ośmielił się podejść. Podsunął mi paczkę, podał ogień i dosiadł się na koc. A ja w zamian wręczyłam mu olejek.
– Jestem Franek – przedstawił się.
Paliłam papierosa, a Franek przyjemnie masował mi pośladki. Czasami żałowałam, że mój Pan nie pali. Bywało, że fantazjując, wyobrażałam sobie, jak bezwzględnie mnie wykorzystuje, każąc mi obciągnąć przypadkowej osobie za puszkę piwa albo za paczkę papierosów. Podnieta, jaką dawała mi myśl o upokorzeniu seksualnym, była dla mnie zagadką. Co ciekawe, gdy dochodziło do spełniania różnych fantazji, zwykle czułam się niezadowolona, a nawet nieszczęśliwa i bliska płaczu. A także autentycznie upokorzona! Ich działanie najsilniejsze było przed i po fakcie. A im większa dawka upokorzenia, tym bardziej pogłębiała się moja uległość wobec Pana, który przekraczał granice.
Zdążyłam sobie wyobrazić, jak Pan każe mi dokładnie wylizać komuś jajka w zamian za papierosa, nie zawracając sobie głowy tym, czy genitalia tego przypadkowego człowieka są przepocone, albo cuchną od moczu.
Oczywiście w fantazji było to prostsze. W rzeczywistości, z odrazą przyjrzałam się dyskretnie brudnym paznokciom u stóp Franka i resztkom jedzenia oklejającym jego zęby, gdy wyszczerzył je w szerokim, zadowolonym uśmiechu.
– Stań nas czworakach i nadstaw się. Nogi szeroko! – wyrwał mnie z rozmyślań głos Pana.
Natychmiast posłusznie oparłam łokcie i kolana o ziemię, i wypięłam pośladki. Na jedno jego stanowcze polecenie zamieniłam się w zwierzę na czworakach, gotowe na penetrujący dotyk obcych rąk.
Palce Franka zawędrowały w końcu do mojej pochwy.
– Ale pizda! – wyraził wulgarny zachwyt. – Teraz rzadko można zobaczyć taką włochatą, a przecież taka jest najlepsza!
Mojemu Panu spodobał się obrót wypadków. Wyczułam to w tonie jego głosu, dyskretnie podekscytowanym, jakbym była jego prywatnym okazem, który przyprowadził na wystawę.
– Prawda? – ucieszył się. – Wtedy czujesz, że uprawiasz seks z dorosłą kobietą.
Trwałam w tej obscenicznej pozie, świadoma spojrzeń wszystkich plażowiczów na polanie. Jednak nie patrzyłam na nich. Spuściłam głowę i poddałam się temu, w takim samym stopniu zaabsorbowana pieszczotą, jak i dla perwersyjnej przyjemności Pana.
– Wylizałbym – wychrypiał Franek, przeciągając sylaby, jakby mnie lizał już samymi słowami. Wkrótce poczułam błogość pod wpływem jego sprawnych palców. Jęknęłam, a Franek wymruczał zadowolenie. Moją przyjemność zakłóciło dopiero dobranie się przez niego do łechtaczki. Gdy ktoś próbował zajmować się nią za szybko, moje odczucia były przeciwne do zamierzonych. Zwarłam uda w geście oporu.
– Tam nie!
– Nie rób jej tego, czego nie chce – wsparł mnie Pan.
Nagle ktoś dotknął moich stop.
– Mogę je także wysmarować? – zapytał kolejny, obcy męski głos.
– Tak – zgodził się Pan.
Z ciekawości, co dzieje się przy moich stopach, odwróciłam głowę. Przysadzisty mężczyzna przykucnął i już je masował. Jego twardy, sterczący członek dźgał mnie w podeszwy. Ku swojemu przerażeniu stwierdziłam obecność także innych osobników. Ktoś stał tuż obok i patrzył. Jeszcze ktoś inny jednoznacznie zmierzał w kierunku naszego koca. W dodatku wszyscy byli nadzy!
Zawsze w podobnych chwilach odzywało się we mnie kolejne, niezrozumiałe dla mnie samej poczucie, które było za to oczywiste dla mojej psychiki. Że oto Pan przyprowadził mnie tu dla tych wszystkich mężczyzn, żeby mogli się zaspokoić. I że takie jest moje przeznaczenie, skoro on tego chce.
Odwróciłam się na plecy i zaczęłam masować stopami członek mężczyzny, najwyraźniej fetyszysty stóp. Był solidnych rozmiarów, gruby, jak jego posiadacz.
Franek wymamrotał rozczarowanie i na odmianę dobrał się do moich piersi. Nachylił się i zaczął ssać i przygryzać moje sutki. Poddałam się temu z niechęcią, aż w końcu odsunęłam go od siebie ramieniem.
– Niiie, proszę, nie… – Spojrzałam też prosząco na Pana. – Może mnie dotykać, ale nie tak od razu lizać i gryźć. Nie potrafię aż tak intymnie z kimś obcym – tłumaczyłam.
– Słyszałeś? – upewnił się mój Pan, zwracając się do Franka.
– A mogę ją chociaż wylizać?
Pan skinął głową.
Wizja siebie na tej polanie, nagiej, z mężczyzną liżącym moją cipkę na oczach widzów, jak na scenie, byłaby spełnieniem snu ekshibicjonistki. Po prostu przepiękna. A jednak skurczyłam się w sobie. Intymność zdecydowanie potrzebowała czasu, żeby wszystko odbywało się we właściwym rytmie. Zresztą i tak nie dało się pogodzić jednego mężczyzny między nogami i drugiego u stóp złączonych ze sobą do masturbowania nimi penisa. Poza tym penis Fetyszysty ostatecznie wygrał konkurencję z Frankiem.
– Wytrzepać ci do końca stopami? – zapytałam, przybierając ton słodkiej pokusy.
– Tak! – ucieszył się.
– Nie! Zerżnij ją! – wtrącił się mój Pan. – Ale najpierw przynieś gumę!
Chwila odejścia Fetyszysty po prezerwatywy sprawiła, że jego penis wymagał doprowadzenia go na powrót do pełnej erekcji. To była trudna sztuka, ponieważ moje stopy wykręcone w nienaturalnej pozycji co chwilę dopadał skurcz.
– Co jeszcze lubisz? – zapytałam go.
– Właściwie… wszystko – odpowiedział po krótkim namyśle.
Położyłam dłoń na kroczu Pana i popieściłam znacząco.
– A obciągniesz mojemu Panu?
– Tak – zgodził się Fetyszysta.
– No to już! Zabieraj się za to! – odezwała się we mnie suka, podekscytowana, że właśnie upolowała zwierzynę.
– Ale nie tutaj! – zaoponował.
– Dlaczego nie? Tutaj jest fajniej, wszyscy patrzą!
Fetyszysta rozejrzał się nerwowo dookoła.
– Chodźmy do lasu – uparł się, na tyle stanowczo, że dopiero wtedy stało się dla mnie jasne, że nie jest entuzjastą nieskrępowanego wyuzdania w pełnym słońcu na publicznej plaży. – Poza tym tam, w lesie, jest pień. Można się na nim oprzeć, usiąść. Będzie wygodniej – przekonywał.
– Hmm, no dobrze – zgodził się mój Pan. – Idziemy! – zarządził.
I tak, w zbiorowym szaleństwie, wyruszyliśmy nago ścieżką w głąb lasu, podążając za Fetyszystą, zaopatrzonym w kilka opakowań prezerwatyw. A za nami wycieczka pozostałych mężczyzn z polany.
Ciąg dalszy nastąpi.
Kropka 🙂