Dobrze pamiętam prześcieradło nad ranem, z wielką, mokrą plamą pośrodku. Zanim Pan wtargnął we mnie, wróciły wszystkie obrazy z poprzedniej nocy i poczułam, jak obficie puszczam soki.
Cała drżę z przejęcia, jakby to był mój pierwszy raz. Oto w ciemności wieczoru Pan otwiera przede mną drzwi eleganckiej, berlińskiej kamienicy, i prowadzi wprost ku jednemu z moich marzeń. Ku własnemu zdumieniu, czuję najprawdziwszy strach przed nieznanym. Jednak podoba mi się ten stan.
Przyćmione światło odbija kolor ścian przestronnego, długiego holu o wysokim suficie, i wyławia z purpury wielkie obrazy. Ich wysublimowana erotyka obiecuje spełnienie. Pod nimi, po jednej stronie, znajdują się obszerne siedziska. Po drugiej drewniane parawany, przydające atmosfery fin de siècle. Hol rozchodzi się schodami do góry, na piętra orgii, oraz na dół, do klubu bdsm.
Po drodze do marzenia trzeba jeszcze zameldować się przy staromodnym kontuarze. Pan zgłasza nasze przybycie eleganckiej kobiecie w czarnym, skórzanym gorsecie. Asekuracyjnie staję parę kroków za nim. Właśnie uświadamiam sobie, że mimo miesięcy spędzonych na nauce niemieckiego, żeby w pełni czerpać z tego miejsca, zupełnie nie jestem osłuchana.
– Gdzie można się przebrać? – pyta.
Kobieta wskazuje parawany przypominające konfesjonały w starym kościele. Wchodzę za jeden z nich. Zdejmuję ubranie i na nagie ciało zakładam sukienkę z prześwitującej, czarnej koronki. Nic więcej, żadnej bielizny. Przeglądam się w lustrze. Jeszcze tylko obroża na szyję i czerwona szminka. Nadal jestem rozedrgana. Trzęsą mi się ręce i z trudem zapinam buty. Za każdym razem, gdy zakładam szpilki, doznaję przemiany. Jakby dopiero one pozwalały mi wkroczyć do świata utkanego z ludzkich fantazji.
Ten świat zaczynał się barem, w którym urodziwa dziewczyna o śniadej cerze, w obcisłej, skórzanej sukience, zapytała po polsku czego się napijemy. Rozbawienie od razu przegoniło nerwowość.
Piwo z cytryną smakowało wyśmienicie. Popijając z gwinta, trzymałam się Pana za rękę i rzucałam dyskretne spojrzenia na wszystko dookoła.
Pomieszczenie główne poprzedzał niewielki przedpokój. W nastrojowym świetle wyłowiłam wzrokiem zaskakującą postać starca rozebranego do samych slipek. Siedział na kanapie w swobodnej pozie, w towarzystwie młodej, rudowłosej kobiety, w długiej do ziemi, czarnej, koronkowej sukni z głębokim rozcięciem. Czarny strój był obowiązującą regułą tego wieczoru.
Klub zajmował ogromną, podłużną piwnicę. Czarne ściany tworzyły mroczną atmosferę piekła, do którego ochoczo ściągnęli grzesznicy. Pulsujące bity techno wypełniały pomieszczenie dźwiękami. Pośrodku, w miejsce ognia piekielnego, znajdowało się duże łoże obciągnięte czerwoną skórą. A na nim płonęły męskie pośladki. Z bólu.
Moje marzenie spełniło się właściwie od progu. Postawna, elegancka blond Domina publicznie łoiła trzcinką tyłek leżącego na łożu, uległego mężczyzny, i głośno beształa go przy tym po niemiecku. Potok słów wylewał się z jej z ust surowym, ostrym tonem.
Właśnie to przygnało mnie do Berlina. Pragnęłam na żywo zobaczyć akcję sado-maso w połączeniu z twardym, szorstkim brzmieniem tego języka. W zbiorowej wyobraźni niemiecki najlepiej pasował do musztry i dominacji.
Obserwowała ją spora grupa gości. Domina wyróżniała się spośród reszty nie tylko pewnością siebie, lecz także strojem. Obcisła, biało-szara sukienka w podłużne pasy, podkreślała jej pełny biust, szerokie, kobiece biodra i wąska talię. Obfite piersi wyzierały kusząco z wycięcia w kształcie łzy, pogłębiającego dekolt. Fryzura na pazia dawała oprawę dojrzałej twarzy o wyrazistych rysach. Kolejne narzędzia chłosty, które brała do ręki, zdradzały wprawę. Uległy zaciskał zęby, starając się sprostać jej długotrwałemu okrucieństwu. Prała go kijem po tyłku tak chudym, że aż zrobiło mi się go żal. Gdy wreszcie z nim skończyła, od razu rozejrzała się za kolejną ofiarą…
Kropka: )