Znowu ciepło. Może ostatni raz w tym roku. Może jeszcze dałoby radę… Dzwonię do Księżniczki, nie zważając, że zrobiło się już, bagatela, po dwudziestej trzeciej. Odebrała.
– Śpisz?
– Śpię – odpowiada sennie. I rzeczywiście brzmi jak wyrwana ze snu.
– Ładna pogoda dzisiaj… – zagaduję niepewnie.
– Też zauważyłam – odpowiada, jakby to stwierdzenie było jak najbardziej na miejscu o tej porze. – Myślę, że damy radę kogoś zorganizować. Ale teraz śpię. Jutro się zdzwonimy – spławia mnie.
Bezlitosna zostaje włączona do akcji jeszcze tej samej nocy.
– A wiesz, że Księżniczka napisała dziś do mnie esa z tymi samymi słowami: „Ładna pogoda”?!
Do punktu zbornego jechałam autobusem. Naprzeciwko siedziała dziewczyna, której płeć można było rozpoznać jedynie po wypukłościach na klatce piersiowej. Męski strój, wygolona głowa, punkowy czub z resztek włosów, zadziorne spojrzenie mówiące: „Jak jeszcze raz na mnie spojrzysz, to ci przypier…” Jej wygląd nasunął mi myśl, że ona jak najbardziej wygląda na osobę, która zdolna jest zrobić to, co planujemy. My natomiast – w ogóle…
Ostatecznie to Księżniczce udało się zorganizować „ofiarę” do spełnienia tej fantazji. Prawie godzinę czekał na nas na rondzie w samym centrum miasta, zanim zgarnęła go stamtąd samochodem. Podekscytowany, przyjechał za wcześnie. My, z kolei, potrzebowałyśmy jeszcze czasu, żeby kupić to, co najważniejsze na potrzeby „akcji”.
Już w komplecie z Bezlitosną, Księżniczka zawiozła nas wszystkich w kierunku terenów leśnych na obrzeżach miasta.
– Czy on wie, co go czeka? – zapytałam w jego obecności, jakby go tam nie było.
Zakładałam, że nie wyskoczy z jadącego samochodu, słysząc odpowiedź.
– Nie – uśmiechnęła się figlarnie, jak to ona. – Jak prosiłeś Panią, żeby cię potraktowała, co? – zwróciła się do psa.
W obecności trzech kobiet nie od razu przyznał się do słabości.
– No, powiedz Paniom! – nie ustępowała.
– Delikatnie.
– Myślisz, że to, co dzisiaj zamierzamy, będzie delikatne? – zapytałam z powątpiewaniem Księżniczki.
– On generalnie nie lubi bólu. Nie chce, żeby go bić – wtrąciła Bezlitosna.
– Szkoda – mruknęłam.
– Dlatego jadę z wami bardziej dla towarzystwa, żeby się razem pośmiać. To nie do końca mój klimat – dodała.
Księżniczka zatrzymała się na parkingu w pobliżu lasu. Zapadał zmierzch i niebo powoli szarzało. Zabrałam z bagażnika piwo dla siebie i Bezlitosnej. Nie byłam pewna, czy będę umiała pastwić się nad nim tak zupełnie na trzeźwo. Delikatny niósł nasze torby.
– Dziewczyny, pamiętajcie, że ja mam wysokie obcasy! – jęknęła Bezlitosna, gdy wspinałyśmy się pod górę, przez zarośla, a buty zapadały się w ziemi, rozmiękłej po ostatnich deszczach.
– Przecież wiedziałaś, że wybieramy się do lasu – skwitowała Księżniczka.
– Nie martw się, patrz, dalej droga jest już prosta – pocieszyłam ją.
Pustka na utwardzonych, szerokich ścieżkach, okazała się jednak pozorna, gdy z naprzeciwka zaczęli nas mijać rowerzyści.
– I co, nadal uważacie, że nie trzeba będzie wejść głębiej w las? – zakpiła Księżniczka.
Delikatny dzielnie szedł za nami. Jednak na wszelki wypadek wyrównałam z nim krok.
– Może tutaj? – Księżniczka wskazała strome zejście w zarośla.
Przedzieraliśmy się pojedynczo w dół przez krzaki, pomiędzy drzewami, po zwiędłych, opadłych liściach, mokrych od wieczornej rosy, które gęsto wyściełały podłoże. Wreszcie oddaliliśmy się na taką odległość, że nie powinniśmy już zwrócić uwagi żadnego zabłąkanego rowerzysty. Dwa zwalone drzewa, krzyżujące się pniami, znajdowały się na wysokości dogodnej, żeby przykuć do nich Delikatnego. On sam zresztą odruchowo przy nich przystanął.
– Zapomniałeś przywitać się z Paniami – upomniała go Księżniczka.
Uklęknął przed każdą z nas w mokrych liściach i kolejno całował nasze buty. Bezlitosna zamruczała z zadowolenia.
– Dość! – kopnęłam go butem w twarz, znudzona przeciągającą się adoracją.
– Rozbierz się! – poleciła Księżniczka. Dzisiaj ona dowodziła.
Bez wahania zdjął bluzę, koszulkę i dżinsy. Został w samych bokserkach. Napisałabym, że zgodnie z tradycją, gdyby nie to, że niektórzy ochoczo ściągali bieliznę od razu.
– Te bokserki też! – zwróciła mu uwagę Księżniczka. – Możesz zostać w butach i skarpetkach – zezwoliła łaskawie, gdy już ściągnął bieliznę.
Otoczyłyśmy go ciasno, żeby dokładnie mu się przyjrzeć. Jego jasna skóra wciąż jeszcze odcinała się w gęstniejącym mroku. Był średniego wzrostu. Miał ogoloną głowę i szczupłe, sprężyste ciało, wyrobione pracą fizyczną, w kilku miejscach pokryte tatuażami. Jego wielkie, jasne oczy, teraz, gdy stał przed nami nagi i drżący z zimna i niepewności, wytrzeszczone w napięciu, wydawały się jeszcze większe.
Coś mi nie pasowało. To była scena na opak. Krzaki w lesie, pustka, zapadający wieczór i młody chłopak z obnażonymi genitaliami, stojący bezbronnie przed trzema kompletnie ubranymi kobietami, mierzącymi go wzrokiem jak wilczyce przed pożarciem niewinnego szczenięcia.
– Zerznął cię już ktoś kiedyś w dupę? – zapytałam.
– Nie – odpowiedział i skulił ramiona.
– Ty kłamczuchu! – uniosła się Księżniczka.
– Tak, trzy razy – natychmiast się poprawił. – Ale nie facet. Tylko Pani strap-onem.
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia dziewięć.
Trzymałam w ręku patyk, który wcześniej oderwałam od leżącego pnia. Końcówką uniosłam do góry jego fiuta.
– A jak dużego masz w zwodzie?
– Osiemnaście. Kiedyś – dodał. – Jak byłem młodszy. Kto wie, może teraz… – zawiesił głos i uśmiechnął się dwuznacznie, po raz pierwszy i ostatni podczas tego wieczoru.
Przypomniała mi się scena z najnowszej części gry komputerowej „Wiedźmin”: „Odetniemy jej stopy, będzie z nich smaczny rosół.”, zacierały ręce trzy wiedźmy nad schwytaną dziewczyną…
Cdn.
Kropka:)